Witajcie.
Nigdy nie przepadałam za lawendą. Może to wina saszetek zapachowych, które wisiały zawsze w szafie z ubraniami i ten wszechobecny zapach drażniący nozdrza a może świeczki zapachowej otrzymanej jeszcze za czasów pierwszej miłości po której aż mnie mdliło? Nie pamiętam. Tak czy inaczej lawenda nigdy nie kojarzyła mi się dobrze. Gdy więc marka Sylveco, której kosmetyki bardzo lubię wypuściła nową linię produktów pod nazwą Biolaven oparta na olejku lawendowym i z pestek winogron nie oszalałam ja ich punkcie. Mimo zachwytów nad nowymi kosmetykami nie czułam ciągotów by je jak najszybciej kupić. Okazja do ich przetestowania trafiła się sama.
Czytaj dalej
Nigdy nie przepadałam za lawendą. Może to wina saszetek zapachowych, które wisiały zawsze w szafie z ubraniami i ten wszechobecny zapach drażniący nozdrza a może świeczki zapachowej otrzymanej jeszcze za czasów pierwszej miłości po której aż mnie mdliło? Nie pamiętam. Tak czy inaczej lawenda nigdy nie kojarzyła mi się dobrze. Gdy więc marka Sylveco, której kosmetyki bardzo lubię wypuściła nową linię produktów pod nazwą Biolaven oparta na olejku lawendowym i z pestek winogron nie oszalałam ja ich punkcie. Mimo zachwytów nad nowymi kosmetykami nie czułam ciągotów by je jak najszybciej kupić. Okazja do ich przetestowania trafiła się sama.